Smreczyński, olej na płótnie, 70x70, Hanna Walczak, 2016
Kiedy podczas pobytu w Tatrach robiłam zdjęcie temu miejscu, było mokro, ponuro i mgliście. Nawet gór nie było widać. Strzeliłam szybko zdjęcie, po czym trzeba było wyciągnąć okrycia przeciwdeszczowe i iść dalej. Nie było czasu i warunków na dłuższą kontemplację.
Dosyć szybko przyszło mi na myśl, że ten kadr idealnie wpisze się w mój raczkujący cykl obrazów i trzeba będzie go namalować. Cykl obejmuje momenty uchwycone w podróżach i ukazuje naturę, ze szczególnym uwzględnieniem odbić w wodzie. Żadnej skomplikowanej idei w tym nie ma. Chciałam jednak urozmaicić ten temat, szukając kadrów jak najbardziej różniących się od siebie. Widać to na tym zestawieniu.
Mimo podobnych założeń, każdy z obrazów jest zupełnie inny. Do każdego też podchodziłam w inny sposób.
Pierwszy obraz: Wołosatka, namalowałam w ekspresowym tempie i sprawił mi najwięcej frajdy. Przyczyna takiego podejścia była bardzo prozaiczna. Gonił termin. Stowarzyszenie, do którego przynależę miało mieć wystawę i każdy z uczestników miał dostarczyć obraz. Na już. Dodatkowo tytuł całej wystawy był mocno wydumany: Ekspresja i liryka. Wstyd się do tego przyznać, ale musiałam do tego podejść trochę "na odwal się" i bez zbytniego zastanawiania się nad każdym kolejnym pociągnięciem pędzla. O dziwo, udało się lepiej niż bym mogła przypuszczać. Obrazowi można wiele zarzucić ale bawiłam się przy nim świetnie.
Można go zobaczyć tutaj: https://www.behance.net/gallery/31251127/Wolosatka
Pierwszy obraz: Wołosatka, namalowałam w ekspresowym tempie i sprawił mi najwięcej frajdy. Przyczyna takiego podejścia była bardzo prozaiczna. Gonił termin. Stowarzyszenie, do którego przynależę miało mieć wystawę i każdy z uczestników miał dostarczyć obraz. Na już. Dodatkowo tytuł całej wystawy był mocno wydumany: Ekspresja i liryka. Wstyd się do tego przyznać, ale musiałam do tego podejść trochę "na odwal się" i bez zbytniego zastanawiania się nad każdym kolejnym pociągnięciem pędzla. O dziwo, udało się lepiej niż bym mogła przypuszczać. Obrazowi można wiele zarzucić ale bawiłam się przy nim świetnie.
Można go zobaczyć tutaj: https://www.behance.net/gallery/31251127/Wolosatka
Drugi obraz: Bobrowisko, sprawił mi najwięcej problemów. Męczyłam się i denerwowałam bo ciągle coś nie wychodziło tak jak powinno. Za to chyba wygląda teraz najlepiej ze wszystkich.
Więcej o nim napisałam tutaj: http://www.paniwalczak.pl/index.php?pid=48&p=&cat_id=5&search=#blt
I nadal nie znalazłam dużo lepszego tytułu.
Ostatni, Smreczyński, powstawał leniwie i spokojnie. Chyba nawet pasuje to do klimatu samego obrazu. Ze względu na brak czasu w ciągu tygodnia, malowałam jedynie w soboty przez parę godzin, zostawiając po tym na cały tydzień obraz do schnięcia. I tak przez wiele tygodni... Mój brat Stanisław puka sie w głowę, jak można w ten sposób malować. Można.
Smreczyński w zbliżeniu:
Już niedługo obrazy jadą na wystawę do Włocławka. I mam nadzieję, że z czasem będzie ich jeszcze więcej!